środa, 19 września 2012

Mucha



Padało. Nieprzerwanie od wielu godzin. Chciała uciec przed kolejną, bezsenną nocą. Zarzuciła szary płaszcz i wyszła. Uciekając przed natłokiem myśli, zapuściła się w labirynt pustych ulic. Zamyślona, nie zauważyła nadciągającego niebezpieczeństwa. Nagle z cienia wyłoniła się zakapturzona postać. Bez słowa uderzyła do ataku. Ciosy padały jeden za drugim, aż nie padła na kolana, zasłaniając głowę przed kolejnymi razami.
-Hej! Zostaw ją.
Krew zalewała jej oczy, toteż nie wiedziała co się dzieje. Słyszała odgłosy szamotaniny, tłumione przekleństwa, kilka ciosów i pośpieszne kroki.
-Wszystko w porządku? Może pani wstać?
Kręciło się jej w głowie i miała mdłości, ale spróbowała się podnieść.
-Tylko kilka kroków. Niebezpiecznie jest w tej okolicy, najlepiej będzie, jak pójdziemy do mnie. Ta rana wygląda paskudnie.
Idąc po schodach niemal zemdlała, ale poczuła się odrobinę lepiej, gdy ziemia pod jej stopami przestała się kołysać, a ona mogła się położyć. Ktoś z prawą zawodowej pielęgniarki zaczął obmywać jej czoło. Otworzyła oczy. Pochylała się nad nią dziewczyna o białych włosach i azjatyckich rysach twarzy. Była piękna.
-Dlaczego to sobie wytatuowałaś? – Zapytała dotykając rysunku owada na szyi dziewczyny.
-Muchy lecą do gówna, a ja czasem czuję się jak gówno.
Te słowa bolały. Podniosła się i delikatnie pocałowała delikatną skórę. Dziewczyna cofnęła się i dotknęła szyi, jakby usta rannej kobiety zostawiły na niej ślad.
-Nie bój się. Przepraszam, to chyba przez to uderzenie w głowę.
Znowu się położyła i zasłoniła oczy przedramieniem. Myślała, że została sama, do czasu, gdy poczuła głaskanie po udzie. Była tutaj. Jak kotek domagała się pieszczoty, ale jej mina świadczyła o tym, że walczy sama, ze sobą. Jakby nie zasługiwała na odrobinę przyjemności.
-Nie ma nic lepszego na bezsenność od bliskości. Pozwól mi.
Tym razem pocałunek był długi i namiętny. Ich języki zetknęły się i zaczęły falować, tańczyć i badać siebie wzajemnie. Dłonią objęła cienką szyję dziewczyny i przesunęła w dół, natrafiając na rowek miedzy piersiami. Palcem zatoczyła koło wokół sutka. Podziwiała filigranowe, umięśnione ciało do momentu, aż poczuła, że jest wilgotna. Jednym pchnięciem położyła swoją wybawczynię na plecach, polizała płaski brzuch, zabłądziła w dolinie pępka i wspięła się na szczyt kości biodrowej. Dziewczyna miała łono porośnięte jasnymi, delikatnymi włosami i pachniała oszałamiająco.
Ochoczo poddawała się pieszczotom. Otworzyła się, zapraszając do środka. Najpierw zawędrował tam czubek języka, potem palce. Ślina mieszała się z sokami. Ssała nabrzmiałą łechtaczkę nie spuszczając wzroku z dwóch wzgórz na które padało światło ulicznej latarni. Cienie zafalowały, gdy drżenie ogarnęło uda dziewczyny. Zacisnęła dłonie na pościeli, plecy wygięła w łuk, odchylając głowę, a z jej gardła wydobył się przeciągły jęk rozkoszy.
-Jak udało ci się go pokonać, jesteś taka malutka. Nie pozwolę ci więcej czuć się jak gówno…
Przytuliła rozgrzany policzek do brzucha w kolorze mleka i po raz pierwszy od bardzo dawna zasnęła.


niedziela, 16 września 2012

Okularnik



Obudziła się podniecona. Przeciągnęła ręką po brzuchu. To będzie piękny dzień. Skończyła zlecenie, nad którym pracowała od wielu tygodni i postanowiła, że czas pomyśleć o sobie. Niedopieszczone ciało domagało się uwagi. Jeśli nie zadba o nie, nie będzie mogła na niczym innym się skupić.
Jeszcze tylko jedna wizyta w biurze. Przygotowana koperta leżała na biurku. Wzięła prysznic, zrobiła makijaż i stanęła przed szafą pełną ubrań. Kochała lato, mogła zapomnieć o majtkach. Długa spódnica i luźna, lekko prześwitująca koszula były zaproszeniem do przygody.
Najpierw jednak obowiązki.
Postanowiła się przejść. Czuła jak lekki podmuch wiatru zaplątał się jej między nogami. Przeszedł ją dreszcz, gdy szeroka tkanina lekko uniosła się do góry.
Weszła do budynku. Kiwnęła głową do recepcjonistki, która zajęta wypisywaniem przepustki nie zwróciła na nią uwagi. Dobiegła do windy, gdy ta już prawie się zamykała. Litościwa ręka przytrzymała drzwi. W środku stał młody człowiek w garniturze. Uroczy okularnik. Uważnie zlustrowała go wzrokiem i westchnęła.
Jeszcze nie teraz, pomyślała, ale gdy tylko stąd wyjdę… Wymacała czerwony notesik w torebce. Dobrze, że miała go ze sobą. Na pewno któryś z jej kochanków ma wolne popołudnie.
Winda ruszyła. Nie przejechała trzech pięter, gdy szarpnęła, wytrącając oboje z równowagi. Pchnięci siłą uderzenia, wpadli na siebie. Światło zgasło, a dźwig przestał działać. Po chwili zapaliło się czerwona, awaryjna żarówka.
Czekali. Wołali pomocy, ale ktoś im odkrzyknął, że to większa awaria, w całym mieście i powinni uzbroić się w cierpliwość.
Mijały kwadranse i nie działo się nic, oprócz tego, że na małej przestrzeni zrobiło się bardzo gorąco.
Usiadła, nieopatrznie odsłaniając uda. Zorientowała się dopiero, gdy zobaczyła że młody mężczyzna nie odwraca wzroku od odsłoniętej szparki.
-Może też usiądziesz?
Przełknął ślinę, odłożył torbę na laptopa i poluzował krawat.
Z lekkim poirytowaniem zdała sobie sprawę, że w powietrzu unosi się zapach podniecenia. Chociaż… może ten nieplanowany zbieg okoliczności stanie się okazją?
Rozpięła guziki koszuli, a on, zdjął marynarkę. Wierzchem dłoni otarła szyję i oblizała wargi.
To było jak sygnał do działania. Poczuła dwie silne dłonie, które ustawiły ją do pionu. Nim zdążyła wydusić z siebie choć słowo poczuła gorący oddech na wzgórku łonowym. Przecież na to czekała. Nie chciała dopuścić by się rozmyślił. Uniosła jedną nogę, zrzuciła bucik i nagą stopę postawiła na jego ramieniu odsłaniając się zupełnie. Obsypał wnętrze jej uda suchymi, szybkimi pocałunkami, a następnie przeciągnął językiem po całej szparce. Jęknęła i wplotła palce w jego gęste włosy. Zdjął okulary i z zaangażowaniem zabrał się do pieszczot. Najpierw powoli okrążał wargi czubkiem języka, by następnie rozchylić je i wsunąć się na sekundę do środka. Badał, zmieniał tempo, by trafić na perłę skrytą między nabrzmiałymi płatkami. Pulsująca przyjemność ogarnęła ją całą. Początkowo delikatnie, następnie gwałtowniej, silniej lizał i ssał. Dwa palce włożył do cipki, ale to nie był koniec. Z pewnym wahaniem powędrował dłonią na pośladek. Ścisnął, przesunął i odnalazł czubkiem najmniejszego palca drugą dziurkę. Nie wiedziała kiedy, ale polizał i niezauważalnie zawędrował nim do wnętrza. Rozkosz była nieziemska. Coraz szybciej, coraz silniej atakował łechtaczkę nie przestając poruszać rękoma. W idealnej harmonii, płynnie dopasowując się do falowania ścianek pochwy. Jej jęki rozbijały się o ściany windy.
Nagle krzyknęła. Rozkosz była tak wielka, że wbiła mu paznokcie w kark, a potem osunęła się na ziemię, prosto w jego objęcia.
Uśmiechali się do siebie gdy winda w końcu ruszyła.
-Musimy to kiedyś powtórzyć – powiedział poprawiając zmiętą koszulę.

sobota, 15 września 2012

Pragnienie



Leżeli na łóżku w wilgotnej pościeli. Szeroko otwarte okna wpuszczały dźwięki kwitnącego ogrodu. Brzęczenie pszczół i szelest rozchylanych płatków sprawiała, że miała niezaspokojony apetyt. Leżała na boku i kontemplowała nagie ciało swojego mężczyzny. Wyczerpany porannym baraszkowaniem drzemał pochrapując cicho. Jedno ramię trzymał pod głową odsłaniając prowokująco pachę. Połaskotała. Odwrócił się do niej plecami. Zniechęcona wstała i przejrzała się w dużym lustrze wiszącym na ścianie. Miała duże piersi z bladoróżowymi sutkami, które stały na baczność i niecierpliwiły się. Pogłaskała jasny puszek między nogami i odwróciła się studiując świeże ugryzienia na pośladkach. Tykanie zegara doprowadzało ją do szału. Wróciła do łóżka i przez chwilę krążyła palcem wokół dziurki. Przyjemnie.
Nadal spał, a ona niecierpliwiła się coraz bardziej. W końcu przytuliła się do jego pleców i przerzuciła rękę przez wąskie biodro. Chwyciła uśpioną męskość. Przygryzła dolną wargę i poruszyła dłonią. Powoli, delikatnie budząc go do życia.
Ze stęknięciem przetoczył się na plecy, rozrzucając szeroko nogi. Tylko na to czekała. Usiadła mu na udach i pochyliła się. Zdążył urosnąć i dopraszał się by wzięła go do ust. Przeciągnęła językiem od nasady, aż po czubek. Jej ukochany naprężył się, ale nie otworzył oczu.
Tak się bawimy? Delikatnie zacisnęła zęby na główce. Zadrżał. Zadziałała bardziej zdecydowanie sięgając niemal gardła. Płynność ruchów i zwiększające się tempo podnieciły ją tak bardzo, że z trudem powstrzymała się, by go nie dosiąść. Jeszcze za wcześnie.
Pot spływał jej cienką strużką po plecach. Pragnienie narastało. Wyciśnie z niego wszystkie soki.
Wytrysnął silnym strumieniem. Drobinki spermy osiadły na jej rzęsach, ustach, piersiach i łaskocząc spływały w dolinę pępka. Opadła na niego, pozwalając by nasienie skleiło ich ciała.
-Mogłabyś mnie tak budzić codziennie.
-To jeszcze nie koniec, mam nadzieję, że się wyspałeś. Ktoś tu się bardzo za tobą stęsknił- wyszeptała mu prostu do ucha, błądząc dłonią po cipce.

piątek, 14 września 2012

Bezimienna



Wysiadła z pociągu i bezradnie rozejrzała się po opustoszałym peronie. Zbliżała się noc, była zmarznięta, głodna i zmęczona po długiej podróży. Nikt na nią nie czekał. Zachciało się jej płakać. Wiatr się wzmagał, a nędzny dworzec był zamknięty. Usiadła na walizce i starała się ogrzać dłonie oddechem. Stara peleryna nie chroniła przed zimnem, a kaptur co chwilę ześlizgiwał się z włosów. Przymknęła powieki i wtedy usłyszała nadjeżdżający pojazd.
-Wsiadaj dziecko nim całkiem zamarzniesz.
Litościwy głos wyrwał ją z odrętwienia i wlał odrobinę nadziei do serca.
-Pan na ciebie czeka.
Mężczyzna skrywający twarz w cieniu ronda kapelusza, pomógł jej wdrapać się do dorożki i okrył jej nogi kocem. Mimo że pędzili jakby diabeł ich gonił i tak nie udało się im uciec przed deszczem.
Przemoczona stanęła w ogromnym holu. Dorożkarz kazał jej tu poczekać, a sam zniknął. Przygnębiona patrzyła na kałużę rosnąca wokół jej trzewików.
Przedłużające się oczekiwanie przerwało skrzypienie. Ogromne drzwi otworzyły się i pojawił się w nich stary człowiek w fotelu na kółkach. Przez chwilę przyglądał się bez słowa. Poczuła lęk. Ogromna, łysa głowa upstrzona plamami kołysała się na absurdalne długiej i pomarszczonej szyi.
-Podobno potrafisz czytać.
-Tak proszę pana, przyuczono mnie według pańskiego życzenia.
-Choć więc.
Pokój zdawał się nie mieć końca, ściany w całości pokryte były półkami pełnymi książek. Wskazał jej miejsce przy kominku i podał jeden z tomów.
-Strona sto dwudziesta. Tylko wyraźnie i bez jąkania.
Przełknęła ślinę i zaczęła.
-A wtedy hrabia posadził sobie młode dziewczę na kolanach i wsunął rękę pod kaftan…
Z wahaniem spojrzała na swojego pracodawcę. Ponaglił ją gestem pożółkłej dłoni. Wzięła głęboki oddech, skupiła się na literach, starając się pozostać nieczułą na treść.
-Szarpała się nieboraczka tak bardzo, że jej warkocz rozsypał się jak pszenica, a piersi wyrwały się na wolność z haftowanego stanika. Próbowała uciec, ale wtedy oprawca jedną ręką zadarł jej spódnicę i wziął siłą.
-Nie tak… robisz to mechanicznie.
Staruch cmoknął z niezadowolenia.
-I co tak stoisz jak kołek, przeziębisz się, zdejmij pelerynę i sukienkę.
Przymknęła oczy. Wiedziała, że nie ma wyjścia. Po raz pierwszy rozbierała się przed mężczyzną. Kiedy stała bosa, jedynie w halkach, zimny podmuch wtargnął do pokoju. Ogień na kominku zatańczył, a ona znowu wzięła książkę do ręki. Nie zwracając uwagi na wbite w nią, wypłowiałe i załzawione oczy, kontynuowała.
-Pojękując z bólu i upokorzenia poddawała się hrabiemu. Jego niecierpliwe palce zostawiały ślady na ramionach, szyi i piersiach. Czerwone jak maki sutki szczypał raz po raz i wbijał się gwałtownie, szaleńczo niemal, coraz głębiej, nie zważając na to, że sprawia jej ból. W końcu uderzył po raz ostatni. Zostawił ją nagą, zapłakaną na dywanie.
-Podobało ci się?
Nie odpowiedziała.
-Jutro pokażę ci twój pokój. Dzisiaj jest zimno. Moje stare kości ciężko rozgrzać. Razem będzie nam raźniej. Chodź za mną.
Dyskretnie otarła łzę w kąciku oka. W końcu do tego ją szykowano odkąd pamiętała. Powinna się z tym pogodzić. Uniosła głowę i wyprostowała się. Wzięła swoje rzeczy i ruszyła w stronę ciemnego korytarza.

środa, 12 września 2012

Zabaweczka


-I co pan dla mnie ma?
Na stole pojawiło się małe pudełeczko. Przeciętnie wyglądający mężczyzna nawet się nie uśmiechnął. Schował dłonie pod stół i czekał.
-To wszystko? I po to mnie pan ściągał? Widzę, że marnuje pan mój czas, to może niekorzystnie odbić się na ocenie produktu.
-Gwarantuję, że będzie pani zadowolona.
Jednym haustem wypił kawę i wyszedł zostawiając ją samą w opustoszałem restauracji.

Z ulgą zrzuciła buty. Nareszcie w domu. Marzyła o kąpieli i całej nocy poświęconej tylko na spanie. Miałam najlepszą pracę na świecie, testowała gadżety erotyczne, ale nie była już taka młoda jak kiedyś. Powoli zaczynało ją to nudzić. Owszem, jednym słowem potrafiła sprawić, że każda nowość mogła stać się hitem, albo wielką porażką, ale ostatnio wszystkie orgazmy były takie same. Płaskie, szare i mechaniczne.
Weszła do wanny z kieliszkiem wina w ręku, papierosem w ustach i małym pakunkiem pod pachą. W końcu udało się jej umościć w ogromnej chmurze piany. Gorąca woda sprawiła, że ból w dole pleców zaczął odpuszczać. Kilkugodzinna podróż dawała się we znaki. Aby odegnać senność, przyjrzała się temu co dostała od antypatycznego typa, który zmusił ją do spotkania. Przez telefon nie mógł przestać mówić o „małym cudzie”, dla którego kobiety będą mogły zabić, ale gdy doszło do spotkania, po prostu dał jej to banalne, nieco tandetne pudełko.
Otworzyła je.
-Co u licha… pieprzony żartowniś.
Z niedowierzaniem patrzyła na coś co wyglądało jak zwykła, czerwona galaretka. Zachciało się jej śmiać. Przez nieuwagę upuściła trzęsącą się zawartość do wody.
Zagotowało się. Poczuła niezwykły zapach. Intensywna mieszanka egzotycznych owoców, przypraw korzennych z nutą której nie umiała nazwać, a od której przyjemnie zakręciło się w głowie.
Dłonią zaczęła łowić śliską substancję, która nagle, w niewytłumaczalny sposób zaczęła rosnąć i zmieniać kształt. Jakby mało było niespodzianek, zachowywało się jak zwierzątko spragnione pieszczoty. Uciekając przed jej palcami skryło się w cieniu jej ud, by po chwili przytulić się do łona.
Elektryzująca fala przebiegła jej po kręgosłupie. Obiema rękoma uchwyciła się brzegu wanny i zachichotała. Dawno nie czuła takiej ekscytacji. Jakby miała, co najmniej dwadzieścia pięć lat mniej.
Jedną nogą oparła się o ścianą i pozwoliła by ten mały cud pieścił łechtaczkę, jednocześnie wbijając się w pochwę z taką siłą, że momentalnie zachlapała całą łazienkę. Zabaweczka bezbłędnie odczytywała jej potrzeby i niezmordowanie pracowała nad tym, by dać jak największą rozkosz. Raz, za razem wsuwało się głęboko, wypuszczając coraz to nowe czułki, błądzące po całym ciele. Żadna dziurka nie mogła zostać pominięta. Najmniejsze zagłębienie zostało wygłaskane. To było jak objawienie. Jej pupa zamieniła się w soczystą brzoskwinię, podzieloną na pół i tryskającą sokami.
Wspięła się na szczyt i mogła tam zostać dłużej niż zdarzyło się jej to kiedykolwiek. Krzyknęła a lustro nad zlewem rozbiło się na milion kawałków.
Armagedon dobiegł końca. Przy odpływie leżała niepozorne, galaretowate coś, z czym postanowiła się nigdy nie rozstawać.

poniedziałek, 10 września 2012

Anioł


Bolało mnie życie. Jakbym nie miała skóry. Nagie ciało wystawione na bolesne dotykanie przez innych. Nadwrażliwość. Nie wiem kiedy po raz pierwszy usłyszałam to słowo, ale do tej pory oznaczało dla mnie tylko tyle, że każdą krytykę, atak, nawet nie uzasadniony, najmniejszą choćby porażkę odbierałam intensywniej niż inni. Cierpiałam.
Miałam dosyć. Siedziałam na brzegu łóżka i bezmyślnie wpatrywałam się w psychodeliczne wzory na zasłonkach. Było pochmurnie i bezwietrznie. Tylko tykanie zegara i bicie mojego serca. Podjęłam decyzję. Spod poduszki wyjęłam żyletkę. Igrając sama ze sobą położyłam na języku i zamknęłam usta. Nic się nie stało. Nie o to mi chodziło. Chciałam wyrwać się z tej matni. Psychiczna katorga była nie do zniesienia. Przedramiona miałam pokryte cienką siatką blizn. To pomagało. Na chwilę. Tym razem chciałam to zakończyć. Raz na zawsze. Zawahałam się jednak. W szyby okienne uderzyło coś dużego. Ptak? Trzepot skrzydeł zmusił mnie do wstania. Coś kotłowało się na parapecie. Uchyliłam okno. Potężna siła rzuciła mnie na podłogę, a na piersi usiadła mi dziwna postać i wbiła szpony. Zaparło mi dech. Próbowałam się wyzwolić, ale byłam za słaba. To coś, miało ludzką twarz. Prawie. Ciemne, długie włosy zakrywały policzki i sięgały nagich ramion, ale widziałam oczy. Skryte w cieniu były jak płonące studnie. Chciałam krzyknąć, ale głos uwiązł mi w gardle.
Czy to anioł? Pomyślałam.
-Mam skrzydła, czy to wystarczy by być aniołem?
Czyta mi w myślach.
-Nie możesz tego zrobić, pokaże ci dlaczego.
Samym oddechem sprawił, że moja dłoń się rozchyliła. Zakrwawiona żyletka z cichym brzękiem upadła na podłogę.
Ucisk zelżał. Podniósł się, ale ja nadal nie mogłam się ruszyć. Jakbym była sparaliżowana. Patrzyłam, ale nie byłam w stanie uwierzyć w to, co mówiły moje oczy. Oddychał, bo unosiła się jego klatka piersiowa, ale gdy się odezwał, jego usta się nie ruszały. Spomiędzy czerwonych, cienkich warg błyskały ostre kły. Miał skrzydła, olbrzymie, czarne skrzydła. Ubrany był w jasne, cienkie spodnie, z nogawek których wystawały stopy zakończone pazurami.
Odgarnął włosy i pochylił się. Podniósł mnie, jakbym była ze szkła. Ułożył na zmiętej pościeli i zaczął szeptać. Koszulka w którą byłam ubrana zaczęła się palić niebieskim płomieniem. Chciałam krzyknąć, ale zaskoczona stwierdziłam, że nie czuję bólu. Ogień ledwie mnie lizał, łaskocząc i pieszcząc. Po materiale została tylko garstka prochu, którą zdmuchnął jednym ruchem skrzydła.
Klęknął nade mną i dotknął mojego brzucha. Wciągnęłam powietrze. Miał ciepłe dłonie, od których czułam lekkie wibracje. Jakbym w moim żołądku zamieszkało stado motyli machających skrzydłami ze wszystkich sił. To było przyjemne. Bardziej niż cokolwiek, co znałam.
Co on mi robi?
-Przygotowuję cię.
Nie musiałam pytać do czego. Po nodze spłynęła mi wilgoć, a słodkie uczucie podniecenia ogarnęło mnie całą.
Na to czekał. Nie wiem jak, ale gdzieś zniknęło jego odzienie. Był sztywny, duży i fioletowy. Resztę zasłaniały długie, czarne włosy. Pod uda wsunął mi palce i rozchylił nogi. Wślizgnął się do środka pewnie, powoli. Chciałam go objąć, dać się porwać, stopić w jedno, ale nadal byłam bezwładna. To on nadawał rytm. Skryci pod namiotem z piór kochaliśmy się, albo raczej to on, istota nie z tego świata, mój wybawiciel, kochał mnie, głęboko i mocno. Jego język, dłonie, palce były jednocześnie wszędzie. Ściskał, masował, całował i lizał sutki, by w końcu otworzyć szeroko usta. Na świat wyskoczył długi, rozwidlony język. Wytrysnął we mnie, doprowadzając do kosmicznego orgazmu.
Gdy świat przestał wirować, odzyskałam władzę we własnym ciele. Unosiłam się na bańce euforii, nie dowierzając w to co się stało. Dopiero gdy uniosłam głowę, zobaczyłam między nogami złotą, gęstą ciecz. Nie wiedziałam, że tak silnie mogę odbierać też przyjemność, aż do tego momentu.
Zamoczyłam paznokieć w jego spermie i spróbowałam. Tak smakowała rozkosz.

niedziela, 9 września 2012

Wybawiciel


Wracała do domu z ogromnym bólem głowy. Miała dość! Szara codzienność była taka przytłaczająca. Beznadziejna praca, kredyt na karku i bolesna świadomość, że zostawił ją dla młodszej. Nic nie szło tak jak powinno. W dodatku zaczęło padać. Chcąc ominąć kobietę z ogromną parasolką zahaczyła spódnicą o konar złamanego drzewa. Trach! Cienka materia rozerwała się. Świecąc pośladkiem, z mokrymi włosami przyklejonymi do czoła stała na środku chodnika i płakała. Nagle tuż przy jej obutych w niewygodne czółenka stopach zatrzymał się czarny samochód.
-Czy wszystko w porządku?
Elegancki mężczyzna w dobrze skrojonym płaszczu nie wahał się wyjść z ciepłego, wygodnego samochodu, by jej pomóc.
Zdrowy rozsądek kazał jej odwrócić się na pięcie i uciec, ale instynkt na to nie pozwolił.
-Nic nie jest w porządku…- rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Nie mogę patrzeć, jak taka piękna kobieta płacze.
Objął ją w pasie i delikatnie pchnął w stronę otwartych drzwi. Nie miała siły zaprotestować. Pachniał zabójczo. Delikatnie odgarnął jej grzywkę i otarł twarz elegancką, biała chustką.
-Gdzie mam panią podwieźć?
Pod wpływem niskiego, hipnotyzującego głosu, zaczęła się uspokajać.
-… na koniec świata - wyszeptała i oparła głowę o skórzany podgłówek. Tylko się uśmiechnął i ledwie zauważalnym gestem dał znać szoferowi. Samochód ruszył.
Obudziła się w ogromnym pokoju w staromodnym łóżku z baldachimem. Przez chwilę rozglądała się zdezorientowana, ale i zaintrygowana. Nie bała się, choć pewnie powinna. Nie szukała swojej torebki i nie dzwoniła po pomoc. Zamiast tego, zdjęła mokre ubranie, przeczesała palcami włosy i obwinęła się jedwabnym prześcieradłem. Niech się dzieje co chce, to na pewno sen.
Już miała wrócić w objęcia kusząco miękkiej pościeli, gdy uchyliły się drzwi.
Miał ciemne, lekko przyprószone siwizną włosy. Był wysoki, szeroki w ramionach. Twarz lekko pociągła, z dwudniowym zarostem i oczami w których można było utonąć. Jego lewy policzek przecinała blizna. Mimo to, jego obecność była niemal kojąca.
-Pozwoliłem sobie zadecydować o przyjeździe do mojego domu. Nie chciałem cię wystraszyć. W każdej chwili mogę cię zawieźć, gdzie tylko chcesz.
-A gdybym chciała tu zostać?
Uśmiechnął się delikatnie.
-W taki razie, przyniosę coś do zjedzenia. Będziesz moim gościem.
-Nie, poczekaj. Czy mógłbyś…
Usiadł blisko i jakby czytał w jej myślach, przytulił. Poczuła się tak, jakby ktoś zdjął jej ogromny ciężar z pleców. Irracjonalna potrzeba oddania mu się bezgranicznie, sprawiła, że go pocałowała. Był zaskoczony, ale jej nie odepchnął. Nabrała pewności. Jakby postać z jakiegoś filmu dla dorosłych wstąpiła w jej ciało.
Stanęła i jednym zdecydowanym ruchem rozchyliła ramiona. Westchnęła, gdy poczuła chłodne powietrze na ramionach, piersiach, brzuchu i udach.
-Nie musisz…- chciał zaprotestować, ale ona usiadła mu na kolanach i wsunęła język między jego wargi. Smakował miętą i winem. Lekko się uniosła i pozwoliła by sterczące sutki otarły się o jego klatkę piersiową. Wtedy coś w nim pękło. Jednym ruchem położył ją na łóżku i wpił się w jej szyję. Chwilę walczyli z koszulą, potem ze spodniami. Ich biodra zaczęły się o siebie ocierać, ciała pokryły się potem, a gdy dotarł dłonią do wygolonego wzgórka, zadrżała. Była cała wilgotna, chciała go w siebie wchłonąć, ale on zwolnił. Przed chwilą brutalnie przyciskał całym swym ciężarem i unieruchomił jej ręce, teraz delikatnie pieścił wrażliwą skórę. Czubkiem języka badał każde zagłębienie, by w końcu znaleźć się między jej udami. Zacisnęła dłonie na zagłówku. Najpierw ledwie muskał każdą fałdkę, do momentu gdy krzykiem zaczęła go błagać o więcej. Wtedy podniósł ją jak piórko i pewnie, jednym ruchem nadział na olbrzymi penis. Krzyknęła i pociągnęła go za włosy. Znieruchomiał. Trzymał ją w żelaznym uścisku. Nie mogąc się doczekać dalszego ciągu, poruszyła się. Bolało. Wiedział o tym, obserwował każdy zmianę na jej twarzy spod przymkniętych powiek. Znowu zaczął delikatnie ustami pieścić twarz, dłonią uciskał pierś. Pozwolił by to ona nadawała rytm. Początkowo ostrożnie, wolno unosiła się i opadała, jak fala ledwie łaskocząca brzeg. Wysoko, zatrzymując się w momencie, gdy tylko wargi otaczały czubek pulsującej męskości, by zsunąć się z cichym jękiem, aż osiadała na mokrych od jej wilgoci kulach. Przez chwilę bawili się tak w przeciąganie, kto dłużej wytrzyma, aż w końcu zrzucił ją, obrócił na brzuch i wbił się, głęboko, jak dziki zwierz gryząc ją w kark. Trzy szybkie pchnięta wystarczyły. Szczytowali niemal jednocześnie.
-Dziękuję…- wyszeptał w jej plecy po wszystkim.
-Nie dziękuj, to dopiero początek – odpowiedziała ze śmiechem. Odwróciła się i sięgnęła do jego kroku.

sobota, 1 września 2012

Wakacyjna przygoda


Noc była późna, ale miasto nie spało. Ona też nie mogła zasnąć, chociaż czuła się zmęczona. W końcu zwiedzali przez cały dzień. Teraz on chrapał, skazując ją na samotne godziny wypełnione palącą tęsknotą, za nutą szaleństwa i przeszłością pełną namiętności, niespodzianek i erotycznych zabaw. Wszystko przeminęło, zatarło się w pamięci. Kiedy wychodziła za mąż, nie sądziła, że jej wybór stanie się przekleństwem.
Kiedyś był przystojny, interesujący, odważnie sięgał po to, czego zapragnął. Nie obchodziło go, że jest dużo młodsza. Doświadczony i opiekuńczy wiedział, jak sprawić by była szczęśliwa.
Teraz ona dojrzała jak owoc, ale nie mogła liczyć na zaspokojenie. Wraz z kolejnymi plamami wątrobowymi pojawiającymi się na ciele atrakcyjnego kiedyś mężczyzny, ubywało mu sił. Z każdą nową chorobą, tracił też chęć do życia. Próbowała ratować resztki ich małżeństwa, ale coraz częściej czuła się, jak jego córka, albo pielęgniarka, a nie żona i kochanka.
Zapach lata nie dawał zapomnieć gdzie jest. Wyszła na balkon. Było duszno. Gdzieś w pobliskiej kawiarence ludzie śmiali się, flirtowali i czerpali pełnymi garściami z wakacyjnej atmosfery.
Czuła narastające poirytowanie. Jakby tego było mało, jakaś para w sąsiednim apartamencie głośno się zabawiała. Zapaliła papierosa. Jęki narastały, a ona zazdrościła. Poczekała do końca koncertu i zaciągnęła się po raz ostatni. Miała już wrócić do boku męża, gdy trzaśnięcie drzwiami i jakiś ruch na sąsiednim balkonie zatrzymały ją. Zaskoczona zauważyła nagiego chłopaka. Uśmiechnął się. Mimowolnie przytuliła dłoń do policzka na który podstępnie wpełzał rumieniec. Miała nadzieję, że w cieniu nie będzie widoczny.
Jej przypadkowy towarzysz nie zdradzał żadnych oznak zażenowania, wręcz przeciwnie, z dumą zaprezentował imponującą erekcję. Widocznie nadal nie miał dość. Miał ciało greckiego boga, ale twarz niemal dziecka, z ledwie kiełkującym zarostem na policzkach.
Mogłabym być jego matką, pomyślała i odwróciła się, gotować wrócić do łóżka.
-Isse kala?*
Niezdecydowana, kiwnęła tylko głową, dlaczego ją zatrzymuje? Dlaczego ma taki głęboki, hipnotyzujący głos?
-Poli zesti* – czyżby próbował zagaić rozmowę? Nie mogła powstrzymać wzroku ślizgającego się po jego wąskich biodrach. Zauważył to i między nimi pojawiła się cienka nić porozumienia. Wyciągnął dłoń. Następnie pomógł jej przejść przez ozdobną balustradę. Oboje zachichotali, gdy usłyszeli trzask materiału.
-Den milo elenika* – powiedziała drżącym głosem, opierając się na silnym ramieniu.
-Siga* - odpowiedział i odgarnął jej włosy z czoła. Co ja wyprawiam, pomyślała, gotowa uciec. Był taki doskonały. Wyczuła jej wahanie, dlatego nagle złapał ją jedną ręką w pasie, drugą położył na karku i mocno przytulił do swojego nagrzanego, pulsującego ciała. Odruchowo, próbowała się uwolnić i wtedy ją pocałował. Zwinny mokry język naparł na jej zęby, rozchylił je i sięgnął głęboko. Nie wiadomo kiedy oboje wylądowali na kafelkach. Przez chwilę walczyli z rozdartą koszulą. Niecierpliwie badała palcami jego usta, szyję, ramiona. On ssał jej sutki, lizał i błądził dłońmi po brzuchu, by wreszcie sięgnął między uda. Odchyliła głowę, a on zsunął ustami niżej. Doprowadził ją niemal do orgazmy, ale gdy zobaczył, że jest już na skraju wytrzymałości, jednym szybkim ruchem wbił się głęboko. Jęknęła, a on znieruchomiał. Zarzuciła mu nogi na plecy i wbiła paznokcie w pośladki. Dopiero wtedy zaczął się poruszać. Najpierw powoli, by znowu przyspieszyć, a gdy znowu wyczuł, że zaraz będzie szczytowała zatrzymał się i delikatnie pogłaskał ją po włosach. To było szaleństwo, ugryzła go w ucho. Zaśmiał się. Triumfująca mina, doprowadzała ją do obłędu. Chcąc zmusić go do działania, pośliniła palec i nim się obejrzał włożyła go między pośladki. Najpierw się zdziwił.
-Ti ine afto?*
Nie odpowiedziała, tylko poruszyła nim, by nadać rytm. Na początku opornie, ale z każdą sekundą coraz bardziej chętnie zaczął się poddawać.
Najpierw powoli i regularnie, aż do momentu, gdy jęknęła. Wtedy pokazał na co go stać. Wbijał się głęboko i mocno wyciskając z niej ostatnie soki. Skończyła pierwsza. Z wdzięcznością uciekła spod niego i niemal przemocą wzięła go do buzi. Smakował młodością i grzechem. Najchętniej by odgryzła ten kawał jędrnego, tak chętnie reagującego mięsa. Z przyjemnością wszystko połknęła, zlizując ostatnią kroplę.
Pożegnali się przyjacielskim buziakiem.
Rano wyjechała wraz z mężem i poczuciem, że jeszcze nie wszystko się skończyło.



*wszystko w porządku?
*jest bardzo gorąco…
*nie mówię po grecku
*spoko
*co to jest?