Śpisz. Niespokojnie. Zaciskasz
palce na fałdzie kołdry w miejscu twojej kochanki, która już odeszła, albo żony,
którą zostawiłeś. Pragnienie cię spala, ale ty oddychasz równo, lawirując
gdzieś między grubymi warstwami snu.
Pamiętasz mnie? Stałam na
przystanku, nie zwróciłeś na mnie uwagi. Zwykła dziewczyna w szarym szaliku i
fioletowych rękawiczkach. Ja cię zauważyłam i zapamiętałam. Teraz cię
odwiedzam. Unoszę się nad twoim oddechem. Myślisz, że to ci się śni?
Jestem naga i ciepła, choć gdy
tylko otworzysz oczy zniknę, więc ciiii… poczuj mój dotyk. Odwracasz się na
plecy, szeroko rozrzucasz nogi. Uchylone okno wpuszcza powiew chłodnego
powietrza. Po ciele przebiega dreszcz. Znowu się przewracasz. Tym razem na bok.
Unoszę nakrycie i wsuwam się. Przytulam piersiami do twoich pleców. Spokojnie,
przecież to nie dzieje się naprawdę. Jestem tylko spełnieniem twojego marzenia.
Zataczał językiem kółka na twoim
ramieniu. Pieszczę twe udo i napieram biodrami na twoje umięśnione pośladki.
Kciukiem naciskam twe wargi i
wyczuwam twardość zębów, rozchylasz je i kąsasz, choć oczy masz zamknięte.
Kładę dłoń na twej piersi.
Skręcone włosy łaskoczą moją skórę. Przenoszę ją na brzuch i badam głębokość
pępka. Słyszę, jak twój oddech przyspiesza, rwie się. Oczy tańczą pod
powiekami.
Ciiii…. To tylko chłód nocy i
senna mara. Ciii…
Sztywniejesz i to mnie cieszy,
wprawia w ekstazę. Skomlę jak szczeniak na widok kości. Chwytam pewnie. To
proste. Niczym dobrze naoliwiona maszyna do pompowania. Szatan podpowiada mi sprośne
pomysły. Odganiam go. Sama wiem najlepiej czego chcę. I zawsze to biorę, nie
czekam, aż się zdecydujesz.
Odkrywam cię i sam już kładziesz
się posłusznie, na wznak. Z odchyloną głową, z odsłoniętą grdyką. Masz
szorstkie policzki. Całuję twe sutki, liżę i spotykam się ze sterczącym sednem
na podbrzuszu.
Chciałabym cię połknąć. Jesteś
taki apetyczny, ale najpierw mnie zaspokoisz. Skorzystam z twojej gotowości,
której nie jesteś świadomy.
Ciii… O tak, smakujesz wytrawną
goryczą. Pachniesz sukcesem i siłą, a ja jestem taka mokra. Ręką naprowadzam
naprężony członek i nadziewam się na niego. Sto tysięcy koni pędzi przez
prerię, gdzieś na drugiej półkoli ziemi, słyszę ich tętent w pulsowaniu mojej krwi.
Cały będziesz umazany moimi sokami.
Ciii, niech twoja świadomość zostanie
tam, gdzie jest. Dziś potrzebuję twojego ciała, które jest mi posłuszne i
dobrze wyszkolone. Współpracuje z moimi zachciankami. Wytrzymujesz dokładnie
tyle ile trzeba. Posłusznie dajesz mi swoje dłonie, którymi pieszczę swoją
łechtaczkę i piersi.
Dzika przejażdżka na szczyt trwa
okraszona jękami i gardłowymi okrzykami. Biodra falują. Aż do teraz, do momentu
gdy nasienie tryska i namaszcza rozkosz.
Nie bój się. Zostanie ci niejasne
wspomnienie i ten zapach. Będzie ci długo towarzyszył i będziesz za mną
tęsknił. Jeszcze nie raz obejrzysz się za jakąś niepozorną dziewczyną na ulicy,
w nadziei, że to będę ja.
Ciii…. Noc się jeszcze nie
skończyła.